wtorek, 30 sierpnia 2011

Jesień idzie już bez żartów...

...poznaję to po tym, ze "odpaliłam" gobelin. Rok w rok jest to samo, porzucam go w okolicach pierwszych upałów, po czym wracam pokornie w okolicach pierwszych chłodów i wiatrów. Dziś wszystko ładnie odkurzyłam, poukładałam kłębuszki wełny kolorami, opuściłam ramę w dół (bo mi już było za wysoko sięgać) i tkam. Co prawda z gobelinem jest trochę inaczej niż np z drutami, kołowrotkowaniem czy szydełkiem - przybywa pomału i nie widać efektu, ale pewnie w najbliższym czasie będzie sporo na ten temat. Myślę, że jak dobrze pójdzie to za miesiąc skończę... Upały już chyba nie wrócą.



To tylko część warsztatu, reszta znajduje się w pudełkach. Nie mieszczę się...


A to przyszłe projekty. Przynajmniej "Moonsorrow" (po lewej - o czym pisałam w poprzednim poście) na pewno będzie zrealizowany, bo już kupiłam włóczki na niego. Jest następny w kolejce.


I trochę zbliżeń





Postanowiłam wrzucać na bieżąco fajne (moim zdaniem) utworki.
Dziś Kivimetsan Druidi 
wręcz lajtowo...

 

niedziela, 28 sierpnia 2011

Metalówa wśród przaśniczek

Ja naprawdę rozumiem, że innym może się to nie podobać, ale, chcę to tu mieć. 20 lat pod egidą muzyki metalowej naprawdę zobowiązuje. Nikogo do niczego nie zmuszam, po prostu chcę mieć na blogu swoją muzykę, to co kocham oprócz spinningu . Jak nikt nie pozostawi komentarzu to naprawdę nic się nie stanie. Niczego od nikogo nie oczekuję, zwyczajnie chcę to mieć na swoim blogu.



Byłam na ich koncercie, przyjechali o 12 w nocy, choć koncert miał się rozpocząc o 20, ale dali tyle czadu że głowa mała. 2 godziny szału podałam nawet rękę wokaliście Asis'owi Nasseri . Pozdrawiam klub Progresja w Warszawie i  zespół Haggard, było suppppper!


Na koncercie Moonsorrow byłam do tej poru 3 razy, raz w niemieckim Lipsku, 2 raz w Szczecinie w klubie Słowianin a trzeci raz w Krakowie, w grudniu jadę po raz czwarty do Warszawy. kocham, kocham, kocham.... Następny mój gobelin będzie według okładki płyty, a właściwie epki Moonsorrow  "Tulimyrsky" , przedstawiam projekt



a teraz 3 odsłony utworu mojego życia, nic go nie przebiło od lat, więc i nic nie przebije.





Nasza polska Armia, graja zajebiste koncerty, byłam na jednym na Castle Party.


Wiem, ze mało kto dotrwa do końca, choć miło by było.

To może jeszcze trochę, spośród prawie 20 lat trudno wybrać. 

Od tego zaczynałam



Tyle lat...



sobota, 27 sierpnia 2011

II Światowy Festiwal Wikliny i Plecionkarstwa, gorąca relacja

Przyznam, że choć bywałam w Nowym Tomyślu, to zawsze biegiem, załatwić sprawy i do domu. Dlatego ominęło mnie podziwianie piękna tego miasteczka a przede wszystkim jego ścisłego centrum, gdzie na stałe "rozsiadła się" nowotomyska wiklina. Tym razem pobyt też nie był długi i niestety zaczął się niewiele przed zapadnięciem zmroku, nad czym bardzo ubolewam, ze względu na fotografie. Wielu przepięknych, niesamowitych wiklinowych tworów po prostu nie zdążyłam sfotografować za dnia, a z lampą... nie znoszę lampy błyskowej, zresztą ona rzadko daje tyle światła, by zdjęcie było dobre, lub chociaż nie-złe. Poza tym przede wszystkim pasłam oczy ;), niejednokrotnie zapominając o zachowaniu widoku na potem.

Tak, że jest co jest, ot trochę wiklinowego szaleństwa, rodem z "witkowego zagłębia" niektóre zdjęcia mogą być lekko nieostre, bo przy małej ilości światła i długim czasie otwarcia migawki, ręka się zawsze zatrzęsie.Ale, że to co przedstawiają jest moim zdaniem absolutnie fantastyczne, wiec pozwalam sobie wrzucić je mimo wszystko.

Na początek słynny kosz





Wokół kosza a także na małym deptaczku znajduje się wiele bardzo ciekawych wiklinowych wyrobów, które tworzą takie ciekawe akcenty i niesamowicie upiększają to miejsce. 


















I troszkę zdjęć straganiarskich. Niestety bardzo żałuję, ze nie było możliwości podpatrzenia wyplotów. A może to późna pora sprawiła, że artyści wikliniarze już zakończyli swoją prace. Tego mi osobiście brakowało. 













Ostatnie trzy zdjęcia przedstawiają samochody ciężarowe z wikliny, pierwszy był naprawdę duży, drugi to ciągnik siodłowy w wersji mini. 

Może słówko o odsłonięciu rosnącej rzeźby "Przystań II" Rzeźba wygląda jak kopuła, nieco na pierwszy rzut oka przypominająca muszlę koncertowa. Wewnątrz i przed rzeźbą odbyło się przedstaiwnie czy nowoczesnie mówiąc - performance. Przedstaiwnie obejmowało taniec współczesny oraz teatr ognia. Mnie urzekło zwłaszcza to drugie, bo nie przepadam, za tańcem współczesnym. Bardzo podobała mi się również muzyka tworząca podkład. 

Pogoda dopisała aż do przesady. Miałam ochotę wykapać się w fontannie, ale jakoś tak... 
To był pierwszy dzień imprezy, a właściwie pierwszy wieczór, jednak dalej mnie już nie będzie, troszkę za daleko by tak kursować w te i wewte. To na czym najbardziej mi zależało zobaczyłam.

Z takiej imprezy wypadałoby przywieść jakąś pamiątkę, oczywiście z wikliny. Przywiozłam, a jakże. Jest to malutki koszyczek piknikowy, przepięknie wypleciony, lakierowany, dopieszczony. Ma w porywach 30 centymetrów szerokości i nie ma on nic wspólnego z "marketową masówą" robioną byle jak z byle czego, byle szybko. Będzie mi służył jako nietuzinkowa letnia torebka, jest przepiękny, o takim właśnie marzyłam i gdy tylko go zobaczyłam zakrzyknęłam "mój ci on" ;)






Na koniec pragnę podziękować, za wszystkie przemiłe komentarze. Pisanie bloga naprawdę mnie wciągnęło i sprawia mi mnóstwo radości, także dzięki moim uroczym czytelnikom i komentatorom.

piątek, 26 sierpnia 2011

Merino z tencelem

Całkiem niedawno zabrałam się za tę mieszankę włókien. Najpierw za farbowanie a teraz za przędzenie.  Farbuje się średnio, to znaczy merino farbuje się dobrze, za to tencel jest oporny, pozostając w formie białych lub ledwie zabarwionych pasm. Na szczęście w niczym to nie przeszkadza, bo po uprzedzeniu białe, błyszczące pasma dają efekt rozświetlenia. Przedzie się bardzo dobrze, o wiele lepiej niż włókna z dodatkiem jedwabiu mulberry, który to tencel na poczatku przypominał. Jednak jest on delikatniejszy od jedwabiu, przez co nie utrudnia przędzenia.

Tę włóczkę przędłam chyba z tydzień, ale warto było :) Chyba coś sobie z niej udzióbię na szydełku w jesienne wieczory. Wyszło 145 gram/342 metry podwójnej przędzy w świetlistych, jesiennych barwach. I nawet nie trzeba stabilizować, wyszedł bardzo dobry skręt. Włóczka pójdzie prosto na szydełko. Mam jeszcze drugą porcję czesanki tego samego koloru, więc mam co robić.





czwartek, 25 sierpnia 2011

Alpaka solo

Powiedzmy, że dałam się podpuścić Fanaberii ;), szczegóły tutaj. Z rana nastawiłam alpakę (samą) do moczenia w wodzie z octem, a po południu wrzuciłam do gara, zasypałam farbami i ugotowałam. Po czym, jak uprzednio, zostawiłam w spokoju na 2 godziny.

Oto efekt




Wydaje się, że metoda działa, także w przypadku alpaki bez dodatków. Pierwotnie wełna miała kolor lekko biszkoptowy.